sobota, 6 lutego 2016


Opiekunka





Bez ogródek każdy napotkany przechodzień mógł by powiedzieć, że Alicja i jej króciutka sukienka, stanowiły kolorystyczną jedność. Kolor materiału i kolor oczu zachwycały swym błękitem, a długie zgrabne nogi i lśniące miedziane włosy stanowiły bardzo miły dodatek do całości.
I wszystko by było bardzo OK, zarówno dla mijających ją osób, jak i dla niej, gdyby nie ten beznadziejnie podły humor od dłuższego czasu ogarniający jej umysł.
Alicja z całych swych sił nienawidziła Jonatana Kovalskiego, tego rozpuszczonego, śmierdzącego, złośliwego gówniarza. Dwunasto letniego cwaniaczka o zawadiackim uśmiechu i świńskich świdrujących oczkach. Jego okrąglutkie, serdelkowate paluszki, wyjątkowo szybko wprawiały w życie pomysły, które rodziły się w rozpieszczonym do granic obrzydzenia umyśle. Czasami nawet podziwiała jego zawziętość w dokuczaniu jej i ogólnym wyśmiewaniu, w każdym temacie, w czasie każdej czynności  i o każdej porze. Ciągle  musiała znosić jego głupie zaczepki, porównywania do starych rondli, maszyn budowlanych i beczek na coś co Jonatan i jego rodzina nazywają „kiszona kapusta”.
Dzień w dzień, bez słowa sprzeciwu, znosiła jego humory uśmiechając się przez mocno zaciśnięte usta. Co wieczór w samotności wymyślała jakim torturom go podda, kiedy wreszcie  zrezygnuje z tej posady i co dziennie punkt ósma stawała w progu drzwi apartamentu Kovalskich.  
Wracała, wiedząc, że będzie wracać,  bo o tak dobrze płatną pracę w Techno mieście jest bardzo ciężko.
Dzisiejszy dzień w cale nie zapowiadał się gorzej niż setki poprzednich, ale to dziś Jonatan Kovalski wspiął się na wyżyny chamstwa i przegiął jak cholera.
Od rana biegał, jak oszalały za Alicją oblewając ją ciągle strumieniami wody.
Z premedytacją robił to czego ona tak bardzo się boi, dobrze wiedząc, że przerażą ją  kontakt z najmniejsza kroplą H2O. Próbowała mu tłumaczyć, przekonywać, że tak nie można, że nawet jej przysługuje odrobina  współczucia i godności. A kiedy wszystko zawiodło i cała mokra schowała się w skrytce na miotły Jonatan gdzieś znikł, a ona  po cichu odliczała minuty do przybycia rodziców Jonatana.
O godzinie szesnastej rodzina Kovalskich była już w komplecie. Siedząc wygodnie w przestronnym salonie, między kolejnymi organicznymi porcjami jedzenia,  głośno szydzili z Alicji. Wytykali jej brak poczucia humoru, sztywności, brak tolerancji do tradycji, jaką niewątpliwie jest Lany Poniedziałek.
Idąc teraz, ze spuszczoną głową, wzdłuż muru oddzielającego getto od porządnych dzielnic  zamieszkałych przez prawdziwych porządnych  ludzi Alicja znów wymyślała tortury jakim kiedyś podda Jonatana Kovalskiego.
Na rodu skrzyżowania, przystanęła na chwilę i z przepastnej damskiej torebki wyciągnęła małe lusterko. Spoglądnęła w nie krytycznie widząc na swych policzkach pierwsze ślady rdzy.

 Alicja, robot - opiekunka I klasy, wracała po ciężkim dniu pracy do domu.  Gdzieś w slumsach Techno miasta czekał na nią suchy, bezpieczny kąt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz