sobota, 20 lutego 2016

A teraz rożne samochody w trochę fantastycznych klimatach 




Nie żałowałem i nigdy nie będę żałował żadnej godziny jaką poświęciłem na remont mojego cacka, Mojego cuda. Mojego jedynego samochodu.
Wie pan, że te stare przedwojenne samochody są inne niż te dzisiejsze? Dziś na drogach królują bezduszne, naszpikowane elektroniką zabawki, rzadko można spotkać coś godnego uwagi.
Ale wróćmy do prawdziwych cudów.
Z każdą naprawioną częścią, z każdym wypolerowanym elementem czułem, że ja i samochód stajemy się nierozłączni. Z biegiem czasu zaczęła się rodzić pewna tajemnicza i ekscytująca, zależność między tą wspaniałą maszyną, a mną. Ktoś mógłby to nazwać chorobą, szaleńczym niezdrowym opętaniem.
Ja to nazywam oddaniem i poświęceniem, aż do końca dni.
Miłością tak mocną, że jest pierwszą i ostatnią.
Jak każde głębokie uczucie, nasz związek przechodził wzloty i upadki, Chwile tragiczne i radosne. Ale zawsze jakoś wszystko kończyło się dobrze i zmierzało ku dobremu. Nie powiem, że nie obyło się bez strat, no cóż kosztowało mnie to całe oszczędności, rozwód i brak kontaktu z dziećmi, ale praca przy samochodzie wynagrodziła to z naddatkiem. To nic, że ludzie zaczęli mnie uważać za dziwaka i samotnika, teraz wiem że mi po prostu zazdrościli.
Kiedy po raz pierwszy uruchomiłem silnik  poczułem dumę i nieskończoną radość, że wreszcie coś osiągnąłem, spełniłem swoje marzenia. Samochód do mnie przemówił, głosem tak czułym, tak magicznym, jak nie mogła tego dokonać żadna żywa istota.
Ten ranek był wręcz wymarzony by udać się na długą przejażdżkę ja i mój samochód. Dwie przeznaczone sobie istoty człowiek i maszyna, jedność ciała i zespolenie stali.
Mijałem bezwładnie rozrzucone wokół drogi brudne budynki, bezlistne drzewa, ludzi bez śladu duszy. Wszystko to było jakieś szare i smutne, jakby cała nijakość otaczała świat. Otoczyła wszystko i każdego, tylko nie nas. Ja i samochód byliśmy jedną iskrą szczęścia i nadziei w tym świecie z niczego.
Pokonując kolejne kilometry mój umysł zespolił się z silnikiem, a dłonie stały się przedłużeniem zespołu kierującego. Byłem oczami, ruchem i zmysłem samochodu, staliśmy się jedną mechanicznie – żywą istotą. Moje serce pompowało olej napędowy wymieszany z krwią do jego silnika.
Wtedy zobaczyłem ją, stała na poboczu drogi, inna niż reszta szarego otoczenia. Jakaś część nas  kazała się zatrzymać i zapytać czy czasem nie potrzeba podwieźć.
Usiadła na fotelu pasażera, jej promienny uśmiech spowodował, że ten dzień jeszcze bardziej stał się magiczny, aż drżałem kiedy tapicerka wchłaniała jej zapach. I te oczy, niebieskie, pełne głębi w której można utonąć. Nie pamiętam o czym rozmawialiśmy, ale od samego początku w mojej głowie pojawiła się wypełniająca wszystko myśl. Uszczęśliwić tą kobietę, dać jej choć odrobinę szczęścia jakie dostałem ja. Nie być jak samolubny sk……………
- Panie doktorze proszę na tym zakończyć – przez słuchawki ostry głos dotarł do umysłu doktora Andrzeja Kota.
- Proszę mi wybaczyć – doktor zwrócił się do siedzącego naprzeciw biurka pacjenta – Zaraz wracam.
Pacjent z obojętnością pokiwał głową, a na jego ustach pojawił się leki uśmiech.
- Nigdzie się nie wybieram doktorze – wyciągnął przed siebie skute dłonie.
Doktor Andrzej Kot jeszcze raz spojrzał w oczy pacjenta i zamknął drzwi do pokoju przesłuchań. Przekręcił klucz i dwa razy sprawdził czy aby na pewno są zamknięte.
- I co pan o tym sądzi doktorze? – w korytarzy stał dobrze już mu znany prokurator – Czy wtedy był świadom co robi?
Przed oczyma Andrzeja Kota niczym pojedyncze klatki ze starej kliszy filmowej przesuwały się widziane zdjęcia z miejsca zbrodni. Znów zobaczył poodcinane ludzkie kończyny przyczepione do lśniących kół, zakrwawione serce wepchnięte w blok silnika, rozrząd owinięty wnętrznościami, i zakrwawioną skórę, wiszącą niczym źle naciągnięta zasłona, na fotelu pasażera. Jego zmysły jakby czuły zapach krwi na białych pasach autostrady, gładkość przesiąkniętych czerwienia blond włosów na wycieraczkach. Lecz jedno ze zdjęci utkwiło mu w pamięci najbardziej, zagnieździło się w umyśle niczym nieznośny, natarczywy pasożyt. Zdjęcie niebieskich oczu, a dokładnie zakrwawionych gałek, przyczepionych do przednich reflektorów.