sobota, 30 kwietnia 2016

Frunęły kartki zapisanego papieru, leniwie niesione wiatrem.
Przez chwilę szalały nad tafla jeziora, by w końcu położyć się na niej i zniknąć
w bezkresnej toni.
Na stromym, skalistym zboczu, stał ubrany na czarno mnich. Nie zostało mu już zbyt dużo kopert, ale każdą otwierał i przynajmniej pobieżnie czytał ukryty wewnątrz list.
- Ernest S. prosi o zdrowie dla rodziny, Alicja S. o lepszego męża, Piotr A. błaga
o zdrowie, Ula Z. pyta o zaginionego misia..…… - na kartkach wiele było próśb, pytań, błagań, a nawet żądań, ale każda, po kolei lądowała w odmętach jeziora.
Kiedy ostatnią kartkę zaczął unosić wiatr, zmęczony mnich usiadł na kamieniu, schował twarz w drżących dłoniach i zaczął szlochać.
W końcu ukląkł i wzniósł ręce do nieba, łzy ciągle płynęły mu z oczu, a słowa niczym wcześniej karty, unosiły się w powietrzu.

 - Moi kochani bracia, kochane siostry nikt nie odpowie na wasze pytania, nikt nie przychyli się do waszych próśb. – głos miał coraz bardziej donośny – A wiecie dlaczego? Bo ciągle nie wybrano nowego Boga. Konkurs ciągle nie rozstrzygnięto, bo kandydatów jest wielu i każdy się odwołuje.


Otworzył powoli oczy. Pierwsze promienie słońca delikatnie otoczyły jego oblicze.
Usiadł, przez chwilę objął dłońmi twarz, jakby bał się kolejnego dnia.
Minęła chwila w końcu się przełamał, zaczął powoli ubierać wysokie buty, zbroje, napierśniki  i zapinać szeroki pas. Krytycznym wzrokiem spoglądnął na ostrze miecza, by w końcu jednym płynnym ruchem wsunąć go do pochwy.
Całości dopełnił lśniący szyszak.
Słońce już otoczyło całe wnętrze jaskini, kiedy z niej wyszedł z podniesiona głową.
Mimo pełni lata,  ostry, przenikliwy wiatr wplątał się w włosy. W pobliskich ruinach przenikliwy krzyk orlika oświadczył światu, że ktoś właśnie ginie by ktoś mógł przeżyć kolejny dzień.
Jak wiele poranków wcześniej, tak i dziś wpatrywał się w odległe niebo.
I ciągle ta sama myśl.
„ Kiedy wreszcie wyruszę dalej? Kiedy znów wejdę na drogę chwały?”
Ale jedno pytanie dusiło w umyśle inne.
A brzmiało ono „Co oznacza ten przeklęty napis, unoszący się od tylu lat, na niebie? Co oznacza?

„PROSIMY O UPGRADE”  

niedziela, 24 kwietnia 2016

Ostatnie w niebowskrzeszenie 




Dawno nic nie napisałem, kiedyś sprawiało mi to niezła frajdę i sprawia nadal, ale jest jedno ale
Kiedyś miałem więcej czasu.

Czas chyba wrócić do pisania

NAŁÓG

Westchnął  głęboko i jeszcze raz przez dosłownie sekundę spojrzał na oblepioną ulotkami i plakatami ścianę. Szereg numerów różnych grup wsparcia, specjalistów i klinik niczym niechciane owady wdarły się do jego umysłu. Odwrócił głowę i powoli nacisnął klamkę, zwykłych białych drzwi, nawet nie pamięta kiedy przekroczył je ostatni raz.
W małym pokoiku pod kiedyś białą, a teraz po prostu brudna ścianą, siedziało kilka postaci. Niektóre pamiętał, jak na przykład Wiesława Koola, czy Annę Czert, ale większość twarzy byłą mu kompletnie nieznajoma. Wpatrywał się 
w nich, by w końcu jak reszta usiadł na masywnym stalowym krześle. Jak zawsze plecami o ściany.
Kiedy do sali wszedł niski, trochę łysiejący jegomość z widoczna nadwagą
i w niemodnych już okularach, wszyscy po kolej wstawali by wymienić znane regułki.
  Słowa, które dawno już nie słyszał, których nie chciał już nigdy słyszeć.
W końcu przyszła kolej na niego.
Wstał, wyraźnie się ociągając i ze spuszczoną głową zaczął.
- Nazywam się Tomasz Resz, jestem sennolikiem – kiedy w końcu podniósł głowę, aż poczuł wwiercające się spojrzenia innych – od czternastu lat nie śniłem, dwa tygodnie temu przerwałem abstynencje.
Cisza jaka zapadła po tych słowach, była tą ciszą, którą mogą zrozumieć tylko osoby uzależnione. Jest to cisza pełna bólu i dziwnej, niepojętej pustki, jakby odszedł ktoś bliski.
Niski łysiejący jegomość niedbałym ruchem ręki poprosił Tomasza, żeby usiadł. Przewrócił parę kartek w swoim notatniku, by w końcu zadać pytanie. Pytanie którego tak bardzo bał się Tomasz Resz, ale wiedział, że i tak padnie.
- Panie Tomaszu proszę nam opowiedzieć jak do tego doszło?
- Trzynastego listopada, tak to było w ten dzień – rozpoczął Tomasz – W pracy ciągle nas straszyli, że jak Chiny wejdą do Unii Europejskiej to zaleją nas tania siła roboczą, dlatego trzeba wyśrubować nory, a z radia leciała na żywo relacja z obrad sejmu na temat podniesienia wieku emerytalnego do 120 lat. Byłem tym wszystkim zmęczony, i przybity jak mały bezbronny ślimak na środku pustyni. Kiedy wracałem do mieszkania mijałem sklep ze snami i coś mi powiedziało, że ćwiartka snu, takie małe 25 minut śnienia nie zaszkodzi , odprężę się i uspokoję przecież nie śniłem już ponad czternaście lat.
Tomasz przerwał  i znów spuścił głowę jakby ta ostatnia myśl ważyła dużo, bardzo dużo.
- Obudziłem się po ponad tygodniu śnienia, nie pamiętam ile jeszcze zakupiłem snów. Jedno wiem nie trzeba było Chińczyków bym stracił pracę.  
Po spotkaniu  anonimowych sennolików Tomasz Resz postanowił udać się do domu pieszo. Kartę z zaznaczonym terminem osobistego spotkania się z terapeutą schował skrupulatnie do portfela. Ze spuszczoną głową mijał spieszących się przechodniów zaczął zastanawiać się and swoim życiem, dlaczego go stworzono tak, a nie inaczej? Po jaka cholerę odebrano inne uczucia, takie jak miłość, złość, czy choćby zwykła zazdrość. Uczucia,
o których mógł tylko poczytać w Wikipedii, ale za to dano możliwość śnienia?
Po co ludzie dali robotą ten piękny, ale zarazem zabójczy dar?. Czyżby nie zdawali sobie sprawę z tego, że sny dla robotów mogą być nałogiem, nałogiem zabójczym?
Iluż to jego braci błąka sie po tym mieście żebrząc na kolejna dawkę snu? Iluż już zapadło w wieczna pustkę bo nie obudziło się z nałogu?
Idąc tak w zamyśleniu nawet nie spostrzegł jak stanął przed sklepem ze snami.
Jak na zawołanie przed jego oczami pojawił sie ostatni sen, który pamięta.
W tym śnie stał na szczycie góry i prawą ręką wskazywał gdzieś w stronę poplamionego błękitem, bielą i czerwienią nieba. Jakby prosił o przebaczenie, ale przecież roboty nie maja uczuć i nie mogą o nie prosić.
Wszedł do sklepu, nad kasą rażący czerwony napis oznajmiał:
„Robotą w stanie śnienia, snów się nie sprzedaje”
Wyjął portfel i odliczył 50 Euro, nawet nie zauważył jak kartka z terminem spotkania u terapeuty upadła na brudna posadzkę.


HORROR HOUSE