poniedziałek, 2 maja 2016


Wójt Bronisław P. był wyjątkowo nie zadowolony z zaistniałej sytuacji. Nawet więcej, to co przed chwila usłyszał powaliło go na kolana i zniosło z piedestału.
- Wiec twierdzi pan, że ta stara cegielnia, kiedyś należała przed wojną do pańskiej rodziny? -  Bronisław P. musiał zadawać to pytanie, bo już dawno sprawdził autentyczność przedstawionych mu dokumentów. Ale tak go męczyło tak go przybiło.
Siedzący naprzeciw, wysoki, wyjątkowo szczupły mężczyzna, jakby wydał swoje zapadłe policzki .
- Panie wójcie dokumenty już dawno przedstawiłem i mam ich sądowe potwierdzenie- mężczyzna zdjął okulary i zaczął szukać cos w przetartej, kiedyś brązowej aktówce.
Wójt widząc to w jednej chwili wstał i zamaszystym ruchem podał gościowi dłoń.
 - Oczywiście, oczywiście, życzę panu o wiele więcej szczęścia, niż miała go ten budynek –  w myślach jednak życzył nieznajomemu wszelkich klęsk i nieszczęść. Bo dzięki temu dupkowi, nie udało mu się nabyć tej starej ruiny i nie postawi razem z zięciem w jej miejsce stacji paliw.
Nieznajomy, jakby wyczuwając wątpliwą szczerość wójta, nie podał mu dłoni, tylko obrócił się na pięcie i wyszedł z gabinetu.

Stał na skraju sypiącego się dachu, ostry wiatr przeszywał jego ciało, a krople słonego potu spływały do ust.  Całe ciało drżało, jednak dłonie niczym zaciśnięte imadło trzymały kołdrę.
- Musisz skoczyć, skacz skarbie, skacz unieś się, przełam strach, bądź wreszcie facetem – głos świdrował mu w głowie, chciał przejąć nad nim kontrolę.
Zatrzymał się w połowie kroku, wziął głęboki oddech i nagle roześmiał się.
- To na mnie nie działa zmaru, nie działa – odwrócił się, by stanąć twarzą w twarz ze starym pomarszczonym człowiekiem, ubranym tylko w sięgającą do kostek śnieżnobiałą koszulę.
Tamten ze zdziwienia otworzył usta, ukazując bezzębne, poczerniałe dziąsła.
- Ty mnie widzisz?
- Tak widzę cię demonie snu.
Zmar odwrócił sie parę razy za siebie, popatrzył raz w prawo raz w lewo i z wyjątkowo głupią miną zapytał.
- Ale jak? Jakim cudem?
- Żaden cud – mężczyzna roześmiał się i odrzucił kołdrę – Technika zmaru, technika.
Widząc zdziwienie na twarzy demona dodał.
- Setki zerwanych nocy przy World of Tanks, Stronghold Kingdoms czy Fifa 2012. Męczące czaty, osłabiające portale randkowe czy usypiające blogi. To wszystko nauczyło mnie śnić na jawie i żyć w śnie. Świat wirtualny był mym snem, świat rzeczywisty mą wyobraźnią. Noc zlewała się z dniem, nie wiedziałem czy śpię, czy nie.  
- Ale po co tak katować umysł, dręczyć organizm? – demon pogrążał się w coraz większym zdziwieniu.
- Po to żebyś nie mógł mnie zmusić do tego co niechęcę uczynić. Lata studiowałem twoje metody i zachowania, wiem kim jesteś i jak działasz i przede wszystkim znam twoje słabe strony. Wiem ze jeżeli komuś uda się zobaczyć cię w świecie swego własnego snu stajesz się jego niewolnikiem, a mi się właśnie to udało.

Prezes krzyczał, krzyczał jak cholera. Krzyczał od jakiegoś czasu każdej nocy.
Mimo, że borowcy, już przyzwyczaili się do tych ciężkich pobudek, to jednak Prezes miał taki krzyk, że potrafił zmrozić gotującą się krew.
Czuł że go dopadli, że znaleźli na niego sposób.
A był taki ostrożny.
Rządził milionami, mimo, że był nikim, był bogaczem, mimo, że nie miał konta, wielbili go miliony, mimo, że był samotnikiem.
Ale ten koszmarny sen, w którym delikatny głos tłumaczy mu, że na reumatyzm najlepsza jest kocia skórka. Skórka zdarta z jego własnego pupila.
Prezes czół, że w końcu oszaleje i za wszelką cenę chce tego uniknąć, nawet kosztem TK.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz