Wójt
Bronisław P. był wyjątkowo nie zadowolony z zaistniałej sytuacji. Nawet więcej,
to co przed chwila usłyszał powaliło go na kolana i zniosło z piedestału.
- Wiec twierdzi
pan, że ta stara cegielnia, kiedyś należała przed wojną do pańskiej rodziny? - Bronisław P. musiał zadawać to pytanie, bo już
dawno sprawdził autentyczność przedstawionych mu dokumentów. Ale tak go męczyło
tak go przybiło.
Siedzący naprzeciw,
wysoki, wyjątkowo szczupły mężczyzna, jakby wydał swoje zapadłe policzki .
- Panie
wójcie dokumenty już dawno przedstawiłem i mam ich sądowe potwierdzenie-
mężczyzna zdjął okulary i zaczął szukać cos w przetartej, kiedyś brązowej
aktówce.
Wójt widząc
to w jednej chwili wstał i zamaszystym ruchem podał gościowi dłoń.
- Oczywiście, oczywiście, życzę panu o wiele więcej
szczęścia, niż miała go ten budynek – w myślach
jednak życzył nieznajomemu wszelkich klęsk i nieszczęść. Bo dzięki temu
dupkowi, nie udało mu się nabyć tej starej ruiny i nie postawi razem z zięciem
w jej miejsce stacji paliw.
Nieznajomy, jakby
wyczuwając wątpliwą szczerość wójta, nie podał mu dłoni, tylko obrócił się na
pięcie i wyszedł z gabinetu.
Stał na
skraju sypiącego się dachu, ostry wiatr przeszywał jego ciało, a krople słonego
potu spływały do ust. Całe ciało drżało,
jednak dłonie niczym zaciśnięte imadło trzymały kołdrę.
- Musisz
skoczyć, skacz skarbie, skacz unieś się, przełam strach, bądź wreszcie facetem –
głos świdrował mu w głowie, chciał przejąć nad nim kontrolę.
Zatrzymał się
w połowie kroku, wziął głęboki oddech i nagle roześmiał się.
- To na mnie
nie działa zmaru, nie działa – odwrócił się, by stanąć twarzą w twarz ze starym
pomarszczonym człowiekiem, ubranym tylko w sięgającą do kostek śnieżnobiałą
koszulę.
Tamten ze
zdziwienia otworzył usta, ukazując bezzębne, poczerniałe dziąsła.
- Ty mnie
widzisz?
- Tak widzę
cię demonie snu.
Zmar odwrócił
sie parę razy za siebie, popatrzył raz w prawo raz w lewo i z wyjątkowo głupią miną
zapytał.
- Ale jak?
Jakim cudem?
- Żaden cud –
mężczyzna roześmiał się i odrzucił kołdrę – Technika zmaru, technika.
Widząc
zdziwienie na twarzy demona dodał.
- Setki
zerwanych nocy przy World of Tanks, Stronghold Kingdoms czy Fifa 2012. Męczące
czaty, osłabiające portale randkowe czy usypiające blogi. To wszystko nauczyło
mnie śnić na jawie i żyć w śnie. Świat wirtualny był mym snem, świat
rzeczywisty mą wyobraźnią. Noc zlewała się z dniem, nie wiedziałem czy śpię,
czy nie.
- Ale po co
tak katować umysł, dręczyć organizm? – demon pogrążał się w coraz większym zdziwieniu.
- Po to
żebyś nie mógł mnie zmusić do tego co niechęcę uczynić. Lata studiowałem twoje
metody i zachowania, wiem kim jesteś i jak działasz i przede wszystkim znam
twoje słabe strony. Wiem ze jeżeli komuś uda się zobaczyć cię w świecie swego
własnego snu stajesz się jego niewolnikiem, a mi się właśnie to udało.
Prezes
krzyczał, krzyczał jak cholera. Krzyczał od jakiegoś czasu każdej nocy.
Mimo, że
borowcy, już przyzwyczaili się do tych ciężkich pobudek, to jednak Prezes miał
taki krzyk, że potrafił zmrozić gotującą się krew.
Czuł że go
dopadli, że znaleźli na niego sposób.
A był taki
ostrożny.
Rządził milionami,
mimo, że był nikim, był bogaczem, mimo, że nie miał konta, wielbili go miliony,
mimo, że był samotnikiem.
Ale ten koszmarny
sen, w którym delikatny głos tłumaczy mu, że na reumatyzm najlepsza jest kocia
skórka. Skórka zdarta z jego własnego pupila.
Prezes czół,
że w końcu oszaleje i za wszelką cenę chce tego uniknąć, nawet kosztem TK.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz