Opiekunka
Bez ogródek każdy napotkany przechodzień
mógł by powiedzieć, że Alicja i jej króciutka sukienka, stanowiły kolorystyczną
jedność. Kolor materiału i kolor oczu zachwycały swym błękitem, a długie
zgrabne nogi i lśniące miedziane włosy stanowiły bardzo miły dodatek do
całości.
I wszystko by było bardzo OK, zarówno dla
mijających ją osób, jak i dla niej, gdyby nie ten beznadziejnie podły humor od
dłuższego czasu ogarniający jej umysł.
Alicja z całych swych sił nienawidziła
Jonatana Kovalskiego, tego rozpuszczonego, śmierdzącego, złośliwego gówniarza.
Dwunasto letniego cwaniaczka o zawadiackim uśmiechu i świńskich świdrujących
oczkach. Jego okrąglutkie, serdelkowate paluszki, wyjątkowo szybko wprawiały w
życie pomysły, które rodziły się w rozpieszczonym do granic obrzydzenia umyśle.
Czasami nawet podziwiała jego zawziętość w dokuczaniu jej i ogólnym
wyśmiewaniu, w każdym temacie, w czasie każdej czynności i o każdej
porze. Ciągle musiała znosić jego głupie zaczepki, porównywania do
starych rondli, maszyn budowlanych i beczek na coś co Jonatan i jego rodzina
nazywają „kiszona kapusta”.
Dzień w dzień, bez słowa sprzeciwu,
znosiła jego humory uśmiechając się przez mocno zaciśnięte usta. Co wieczór w
samotności wymyślała jakim torturom go podda, kiedy wreszcie zrezygnuje z
tej posady i co dziennie punkt ósma stawała w progu drzwi apartamentu
Kovalskich.
Wracała, wiedząc, że będzie wracać,
bo o tak dobrze płatną pracę w Techno mieście jest bardzo ciężko.
Dzisiejszy dzień w cale nie zapowiadał się
gorzej niż setki poprzednich, ale to dziś Jonatan Kovalski wspiął się na wyżyny
chamstwa i przegiął jak cholera.
Od rana biegał, jak oszalały za Alicją
oblewając ją ciągle strumieniami wody.
Z premedytacją robił to czego ona tak bardzo się boi, dobrze wiedząc, że przerażą ją kontakt z najmniejsza kroplą H2O. Próbowała mu tłumaczyć, przekonywać, że tak nie można, że nawet jej przysługuje odrobina współczucia i godności. A kiedy wszystko zawiodło i cała mokra schowała się w skrytce na miotły Jonatan gdzieś znikł, a ona po cichu odliczała minuty do przybycia rodziców Jonatana.
Z premedytacją robił to czego ona tak bardzo się boi, dobrze wiedząc, że przerażą ją kontakt z najmniejsza kroplą H2O. Próbowała mu tłumaczyć, przekonywać, że tak nie można, że nawet jej przysługuje odrobina współczucia i godności. A kiedy wszystko zawiodło i cała mokra schowała się w skrytce na miotły Jonatan gdzieś znikł, a ona po cichu odliczała minuty do przybycia rodziców Jonatana.
O godzinie szesnastej rodzina Kovalskich
była już w komplecie. Siedząc wygodnie w przestronnym salonie, między kolejnymi
organicznymi porcjami jedzenia, głośno szydzili z Alicji. Wytykali jej
brak poczucia humoru, sztywności, brak tolerancji do tradycji, jaką
niewątpliwie jest Lany Poniedziałek.
Idąc teraz, ze spuszczoną głową, wzdłuż
muru oddzielającego getto od porządnych dzielnic zamieszkałych przez
prawdziwych porządnych ludzi Alicja znów wymyślała tortury jakim kiedyś
podda Jonatana Kovalskiego.
Na rodu skrzyżowania, przystanęła na
chwilę i z przepastnej damskiej torebki wyciągnęła małe lusterko. Spoglądnęła w
nie krytycznie widząc na swych policzkach pierwsze ślady rdzy.
Alicja, robot - opiekunka I klasy, wracała po
ciężkim dniu pracy do domu. Gdzieś w slumsach Techno miasta czekał na nią
suchy, bezpieczny kąt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz