Frunęły kartki zapisanego papieru,
leniwie niesione wiatrem.
Przez chwilę szalały nad tafla jeziora,
by w końcu położyć się na niej i zniknąć
w bezkresnej toni.
w bezkresnej toni.
Na stromym, skalistym zboczu, stał
ubrany na czarno mnich. Nie zostało mu już zbyt dużo kopert, ale każdą otwierał
i przynajmniej pobieżnie czytał ukryty wewnątrz list.
- Ernest S. prosi o zdrowie dla
rodziny, Alicja S. o lepszego męża, Piotr A. błaga
o zdrowie, Ula Z. pyta o zaginionego misia..…… - na kartkach wiele było próśb, pytań, błagań, a nawet żądań, ale każda, po kolei lądowała w odmętach jeziora.
o zdrowie, Ula Z. pyta o zaginionego misia..…… - na kartkach wiele było próśb, pytań, błagań, a nawet żądań, ale każda, po kolei lądowała w odmętach jeziora.
Kiedy ostatnią kartkę zaczął unosić
wiatr, zmęczony mnich usiadł na kamieniu, schował twarz w drżących dłoniach i zaczął
szlochać.
W końcu ukląkł i wzniósł ręce do
nieba, łzy ciągle płynęły mu z oczu, a słowa niczym wcześniej karty, unosiły się
w powietrzu.
- Moi kochani bracia, kochane siostry nikt nie
odpowie na wasze pytania, nikt nie przychyli się do waszych próśb. – głos miał
coraz bardziej donośny – A wiecie dlaczego? Bo ciągle nie wybrano nowego Boga.
Konkurs ciągle nie rozstrzygnięto, bo kandydatów jest wielu i każdy się
odwołuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz