Minister Marian W. z ulgą stwierdził, że ta wyjątkowo męcząca
droga doszła w końcu do skutku. Dwóch ochroniarzy z widocznym trudem pomogło
wysiąść swemu szefowi ze starego, zabrudzonego traktora.
Minister Marian W. z głębokim westchnieniem zrobił pierwszy
krok na szarej, zapylonej powierzchni ziemi. Jeszcze raz spojrzał na stary,
oblepiony brudem i zielonkawą farbą traktor i przeszły go ciarki na samą myśl o
drodze powrotnej.
- Panie Ministrze – donośny głos, przerwał ciąg jego szarych
myśli.
Odwrócił się, na tyle szybko jak mu pozwalało 40 kg nadwagi i
spojrzał prosto w oczy starszego człowieka o wyjątkowo białych i długo rozczochranych
włosach.
Człowiek ów, ubrany tylko w jaskrawo różowe szorty i klapki o
bliżej nie określonej marce, stał tak z uśmiechem na ustach i wyciągniętą ręką.
- Panie profesorze Janik – Minister przeszedł od razu do
konkretów, jednocześnie ignorując przyjazny gest – Proszę przejść od razu do sedna
sprawy.
- Oczywiście – profesor odparł sucho i szybko chowając dłoń
do kieszeni szortów – Jak pan już zapewne zauważył, w promieniu jakiś
dziesięciu kilometrów od tego punktu nie ma oznak życia. Dosłownie, żadnego
życia, nawet nie istnieją najprostsze bakterie. Moi studenci wykopali blisko 14 metrową
studnie i tam też zupełne NIC.
Ostatnie słowo Janik podkreślił bardzo dobitnie, ale jak się
domyślał na jego gościu nie zrobiło to większego wrażenia. Postanowił mimo
wszystko kontynuować.
- Jak pan Minister też zauważył, nad tym ternem nie latają
żadne ptaki, a elektronika po prostu przestaje działać. Oprócz nas, ludzi, kompletny
zanik wszelkich oznak życia i jego przejawów.
Po tych słowach minister Marian W. kontem nienawistnego oka spojrzał
na traktor, jedyny w pobliżu 60 km od strefy, pojazd który był kompletnie pozbawiony
elektroniki. Same, topornie stalowe tryby, tłoki i przekładnie napędzane zwykłą
ropą.
- Moim zdaniem panie Ministrze – profesor nawet nie czekał na
pytanie – Cała nasza planeta, a i może cały świat jest częścią czegoś większego,
czegoś czego jak na razie nie możemy pojąć i to coś zaczyna się psuć.
Czteroletnia Urszula podbiegła do swego taty.
- Tatusiu znów nie działa – ojciec przez chwilę spojrzał w
jej głębokie, piwne oczy.
Urszulka z niewinna miną podała mu zbrudzony tablet, na
ekranie którego, niczym wyrok pisało „Brak pamięci operacyjnej”. Ojciec przez
chwilę przyciskał klejące się od Mamby przyciski. W końcu tajemniczy napis zniknął.
- Proszę – podał tablet córce, a w myślach dodał muszę wymienić jedną z kości pamięci, psuje się dziadostwo.