Westchnął głęboko i jeszcze raz przez
dosłownie sekundę spojrzał na oblepioną ulotkami i plakatami ścianę. Szereg
numerów różnych grup wsparcia, specjalistów i klinik niczym niechciane owady
wdarły się do jego umysłu. Odwrócił głowę i powoli nacisnął klamkę, zwykłych
białych drzwi, nawet nie pamięta kiedy przekroczył je ostatni raz.
W małym pokoiku pod kiedyś białą,
a teraz po prostu brudna ścianą, siedziało kilka postaci. Niektóre pamiętał,
jak na przykład Wiesława Koola, czy Annę Czert, ale większość twarzy byłą mu
kompletnie nieznajoma. Wpatrywał się
w nich, by w końcu jak reszta usiadł na
masywnym stalowym krześle. Jak zawsze plecami o ściany.
Kiedy do sali wszedł niski, trochę
łysiejący jegomość z widoczna nadwagą
i w niemodnych już okularach, wszyscy po
kolej wstawali by wymienić znane regułki. Słowa,
które dawno już nie słyszał, których nie chciał już nigdy słyszeć.
W końcu przyszła kolej na niego.
Wstał, wyraźnie się ociągając i
ze spuszczoną głową zaczął.
- Nazywam się Tomasz Resz, jestem
sennolikiem – kiedy w końcu podniósł głowę, aż poczuł wwiercające się
spojrzenia innych – od czternastu lat nie śniłem, dwa tygodnie temu przerwałem
abstynencje.
Cisza jaka zapadła po tych
słowach, była tą ciszą, którą mogą zrozumieć tylko osoby uzależnione. Jest to
cisza pełna bólu i dziwnej, niepojętej pustki, jakby odszedł ktoś bliski.
Niski łysiejący jegomość
niedbałym ruchem ręki poprosił Tomasza, żeby usiadł. Przewrócił parę kartek w
swoim notatniku, by w końcu zadać pytanie. Pytanie którego tak bardzo bał się
Tomasz Resz, ale wiedział, że i tak padnie.
- Panie Tomaszu proszę nam
opowiedzieć jak do tego doszło?
- Trzynastego listopada, tak to
było w ten dzień – rozpoczął Tomasz – W pracy ciągle nas straszyli, że jak
Chiny wejdą do Unii Europejskiej to zaleją nas tania siła roboczą, dlatego
trzeba wyśrubować nory, a z radia leciała na żywo relacja z obrad sejmu na
temat podniesienia wieku emerytalnego do 120 lat. Byłem tym wszystkim zmęczony,
i przybity jak mały bezbronny ślimak na środku pustyni. Kiedy wracałem do
mieszkania mijałem sklep ze snami i coś mi powiedziało, że ćwiartka snu, takie
małe 25 minut śnienia nie zaszkodzi , odprężę się i uspokoję przecież nie
śniłem już ponad czternaście lat.
Tomasz przerwał i znów spuścił głowę jakby
ta ostatnia myśl ważyła dużo, bardzo dużo.
- Obudziłem się po ponad tygodniu
śnienia, nie pamiętam ile jeszcze zakupiłem snów. Jedno wiem nie trzeba było
Chińczyków bym stracił pracę.
Po spotkaniu anonimowych sennolików
Tomasz Resz postanowił udać się do domu pieszo. Kartę z zaznaczonym terminem
osobistego spotkania się z terapeutą schował skrupulatnie do portfela. Ze
spuszczoną głową mijał spieszących się przechodniów zaczął zastanawiać się and
swoim życiem, dlaczego go stworzono tak, a nie inaczej? Po jaka cholerę
odebrano inne uczucia, takie jak miłość, złość, czy choćby zwykła zazdrość.
Uczucia,
o których mógł tylko poczytać w Wikipedii, ale za to dano możliwość śnienia?
Po co ludzie dali robotą ten
piękny, ale zarazem zabójczy dar?. Czyżby nie zdawali sobie sprawę z tego, że
sny dla robotów mogą być nałogiem, nałogiem zabójczym?
Iluż to jego braci błąka sie po
tym mieście żebrząc na kolejna dawkę snu? Iluż już zapadło w wieczna pustkę bo
nie obudziło się z nałogu?
Idąc tak w zamyśleniu nawet nie
spostrzegł jak stanął przed sklepem ze snami.
Jak na zawołanie przed jego
oczami pojawił sie ostatni sen, który pamięta.
W tym śnie stał na szczycie góry
i prawą ręką wskazywał gdzieś w stronę poplamionego błękitem, bielą i
czerwienią nieba. Jakby prosił o przebaczenie, ale przecież roboty nie maja
uczuć i nie mogą o nie prosić.
Wszedł do sklepu, nad kasą rażący
czerwony napis oznajmiał:
„Robotą w stanie śnienia, snów
się nie sprzedaje”
Wyjął portfel i odliczył 50 Euro,
nawet nie zauważył jak kartka z terminem spotkania u terapeuty upadła na brudna
posadzkę.